„Przywilej jest to zagwarantowane prawo albo immunitet, rodzaj szczególnej korzyści, zapewniającej przewagę czy względy. Istnieje przywilej rasowy, przywilej płciowy (i związany z tożsamością), przywilej heteroseksualny, przywilej ekonomiczny, przywilej wynikający z posiadania pełnoprawnego ciała, przywilej edukacyjny, religijny i tak dalej, listę można jeszcze długo ciągnąć” – pisze amerykańska pisarka Roxane Gay w swoim eseju Specjalne korzyści pochodzącego ze zbioru tekstów Zła feministka.
Hasło „przywilej” robi ostatnio karierę, zapewne za sprawą większej ilości dyskusji na temat praw mniejszości i osób, które znajdują się – z niezależnych od siebie przyczyn – w gorszej sytuacji od… [i tu należy wstawić nazwę grupy, która pod pewnym względem znajduje się na tej uprzywilejowanej pozycji]. Uważam, że te dyskusje są bardzo ważne.
Niestety w pewnym momencie rozmowa o przywilejach się rozmyła, co gorsza słowo „przywilej” zaczęło wywoływać negatywne emocje – tak jakby stwierdzenie czyjegoś uprzywilejowania było swego rodzaju oskarżeniem, wytknięciem mu winy. I rozumiem, że niektórzy rzeczywiście w ten sposób to odbierają – szczególnie obserwując internetowe dyskusje można zauważyć reakcje obronne u tych, którym się to ich własne uprzywilejowanie uświadomi. Tak, to na przykład ten słynny „biały, heteroseksualny mężczyzna z klasy średniej”.
Ale ważne jest, by zrozumieć jedną rzecz, o czym pisze także Roxane Gay – uprzywilejowanie samo w sobie nie jest niczym złym, co więcej każdy z nas jest pod pewnymi względami uprzywilejowany, pod innymi natomiast nie. Ciężko robić teraz rachunek matematyczny, mierzyć skalę uprzywilejowania, bo nie da się. Ale nie o to tu chodzi. To przecież nie jest konkurs na to „kto ma gorzej”.
Twój przywilej nie jest o tobie. I to jest chyba w tym wszystkim najistotniejsze. Nikt nie chce dyskredytować Twoich doświadczeń i pracy, umniejszać ich, stwierdzając, że pod jakimś względem miałeś łatwiej niż inni – one nadal są pełnowartościowe. Chodzi raczej o to, by zwyczajnie uświadomić sobie swój przywilej i go zaakceptować – nie jako winę czy coś złego, a jako fakt. Bo, koniec końców, w dostrzeżeniu swojego przywileju (tyle razy powtórzyłam to słowo, ale niestety nie ma żadnego dobrego synonimu), chodzi tak naprawdę o dostrzeżenie, że są ludzie, którzy znajdują się w innej od ciebie sytuacji, inaczej doświadczają świata i być może spotykają się z rzeczami, o których ty nigdy nie masz i nie będziesz mieć pojęcia. I to tyle. Tyle musisz zrobić ze swoim przywilejem. Jak pisze Roxane Gay, nie musisz za swój przywilej przepraszać. Możesz za to podjąć jakieś działania na rzecz sprawiedliwości społecznej czy – dzięki zaakceptowaniu swojego położenia – po prostu świadomiej obserwować i poruszać się w społeczeństwie.
A Wam polecam inne teksty tej autorki!
Dodaj komentarz