Długo zastanawiałam się, co napisać po tej kilkutygodniowej przerwie spowodowanej bezlitosnością sezonu maturalnego i przygotowaniami do ostatniego etapu olimpiady polonistycznej. Oficjalnie skończyłam szkołę i chyba nie wypada pozostawić tego bez komentarza. Temat przecież nie byle jaki – edukacja, podsumowania, wnioski, zamykanie rozdziałów i inne poważnie brzmiące rzeczy.
Rzeczy ważne i ważniejsze
Kiedy myślę o moim doświadczeniu szkolnym, na pierwszy plan wcale nie wysuwa się matura (choć zawsze myślałam, że to ona będzie stanowiła cały sens i cel mojej edukacji). Egzaminy były raczej przykrym obowiązkiem, którego z pewnością nie będę wspominać z sentymentem, mimo zapewnień ludzi starszych i mądrzejszych ode mnie.
Trafiłam z moją edukacją podstawową i średnią na taki moment w historii polskiej oświaty, w którym chyba jakoś wyjątkowo dużo się działo. Strajk nauczycieli z 2019 roku, „cudowna” reforma Anny Zalewskiej – a więc ośmioklasowa podstawówka i likwidacja gimnazjów – podwójne roczniki, czteroletnie liceum, nowa formuła matury i tak dalej… a w tle pandemia i nauczanie zdalne, wojna w Ukrainie, czarnkowy sprzeciw wobec seksualizacji dzieci, podręcznik do HiT-u Roszkowskiego, cnoty niewieście, kult żołnierzy wyklętych i Jana Pawła II, dyskusja o kryzysie zdrowia psychicznego… mogłabym wymieniać dalej. Matura przy tym wszystkim wydaje się raczej mało istotna. I rzeczywiście chyba taka właśnie jest. Wcale nie ją najbardziej zapamiętam – raczej wszystko to, co działo się „wokół” i czemu poświęcałam o wiele więcej myśli i uwagi niż nauce oderwanej od rzeczywistości.
Pomyślność pasją stoi
Jakakolwiek by szkoła nie była, bez niej nie miałabym możliwości podszlifowania mojego pisania i sprawdzenia się podczas Olimpiady Literatury i Języka Polskiego, której oficjalne zakończenie odbyło się w ubiegły poniedziałek.
Pół roku temu pisałam, że nie lubię konkursów (i nadal przy tym stwierdzeniu pozostaję – trzydniowy wyjazd na finał olimpiady totalnie mnie wykończył). Rozmowy z innymi uczestnikami i z naukowcami z Instytutu Badań Literackich PAN podczas odpowiedzi ustnych były naprawdę inspirujące, ale też wymagające (moja głowa chyba jeszcze nigdy nie pracowała na takich obrotach podczas mówienia).
A jednak chyba mogę stwierdzić, że moja antypatia do takich przedsięwzięć uległa małej degresji po uzyskaniu tytułu laureatki i wygraniu nagrody im. Aliny Brodzkiej-Wald za najlepszą rozprawkę napisaną podczas ostatniej III części zawodów. Mam teraz (za) dużo nowych książek do przeczytania! No i przy okazji zdobyłam bardzo pomocne ulgi w postępowaniach kwalifikacyjnych na wiele kierunków studiów. Także – opłacało się! Bierzcie udział, jeśli możecie.
A dla zainteresowanych umieszczam link do mojej nagrodzonej finałowej pracy pisemnej – przeczytacie ją tutaj.
Co dalej nie wie nikt (ale trudno)
Piszę ten tekst w przerwie pomiędzy rejestracją na studia a tworzeniem listy książek do przeczytania podczas najdłuższych wakacji w życiu (zaczynam od Nic drobniej nie będzie Marcina Wichy, którą trzymam w pamięci od dawna).
Nie wiem jeszcze, gdzie będę w październiku, ale na razie cieszę się możliwością oczyszczającego jałowego patrzenia w przestrzeń, o którym pisała Olga Gitkiewicz w swoim felietonie o mocy i wartości nudy w majowym wydaniu Miesięcznika Znak. Trochę nudy (ale takiej miłej, spokojnej i otulającej, a nie frustrującej) było mi – i tej stronie – bardzo potrzebne. A teraz pora z tej nudy i odpoczynku coś wykrzesać. Wobec tego – do usłyszenia wkrótce!
Dodaj komentarz