Niechętnie klika się w taki nagłówek. W końcu w tytule widnieje śmierć, nie czeka nas więc na pewno nic dobrego. Jednak to tylko potwierdza charakterystyczną dla naszej kultury tabuizację powszechnego zjawiska, jakim jest umieranie – mówimy o nim niechętnie. Dlaczego uciekamy od śmierci? I, co jeszcze ważniejsze, jakie ta ucieczka rodzi problemy?
Kultura wyparcia
Śmierć jest w naszej Zachodniej kulturze wypierana. Z jednej strony wyparcie to od dawna wiązało się w naszej historii z wiarą w magiczną moc słów, polegającą na urzeczywistnieniu tych zjawisk, które określają. Później było ono związane z przejściem kategorii śmierci w sferę sacrum, za sprawą rozwoju chrześcijaństwa. Śmierć jest więc pewną świętością, której nie można naruszać, dystansujemy się od niej. Dzisiaj jeszcze większa prywatyzacja i wyparcie śmierci nastąpiły w wyniku rozwoju medycyny, która odsunęła jej widmo w czasie. Do tego wszystkiego należy dodać przemiany rodziny oraz rozwój kultu zdrowia i sukcesu. Zanik rodziny wielopokoleniowej sprawił, że śmierci (tej, do której dochodzi w domu) po prostu często już nie widzimy. Podobną rolę w tym procesie mogą odgrywać hospicja, szpitale czy inne podobne placówki. Natomiast troska o ciało i życie powiązana jest także z tabuizacją starości, która nie wpisuje się w naszą wizję świata i jest pewną „anomalią” i „odraczaniem” utraty sprawności czy zdrowia w czasie.
W swojej książce „Ucieczka od bezradności” Tomasz Stawiszyński pisze o skutkach tej tabuizacji:
W rezultacie śmierć przychodzi zawsze niezapowiedziana. Jest zaskoczeniem, fałszywą nutą w doskonale harmonijnej kompozycji, jaką – zgodnie z preferowanymi w kulturze wzorcami sukcesu – powinno być nasze życie. Nieprzewidzianym ekscesem, którego nigdy nie uwzględnia się jako realnej możliwości i który da się co najwyżej zracjonalizować post factum, uruchamiając wszystkie te z pozoru obiektywne dyskursy o złym prowadzeniu się, złej diecie albo niewystarczająco «przepracowanych» negatywnych emocjach.
Techniczne rytuały i przeżywanie po fakcie
Jak się okazuje, według badań CBOS dotyczących stosunku do śmierci i zwyczajów z nią związanych, Polacy raczej o niej nie myślą. Połowa badanych deklaruje, że myśli o umieraniu nachodzą ich rzadko, a co trzeci twierdzi, że w ogóle mu się to nie zdarza.
Co ciekawe, większość Polaków – bo aż 68% – życzyłaby sobie niespodziewanej śmierci. Zaledwie 21%, czyli co piąta osoba, deklaruje, że chciałaby mieć czas, żeby się do tej śmierci przygotować. Może właśnie ten fakt wskazuje na nasze wyparcie zjawiska?
Zwyczaje wiążące się z przygotowaniem do śmierci to często kwestie mające „techniczny” wymiar; zapewnienie miejsca na cmentarzu czy – o wiele rzadziej – sporządzenie testamentu.
Wydaje się więc, że wspólnotowe rytuały związane z przeżywaniem śmierci są dziś w Polsce najbardziej związane ze zwyczajami pogrzebowymi, czyli z oswajaniem się z czyimś odejściem już po fakcie. Nieodłącznym elementem tej zbiorowej ucieczki jest odejście od rytuałów pozwalających śmierć oswajać i przeżywać, przede wszystkim we wspólnocie, która mogłaby okazać się pomocna. Żałoba jest dzisiaj procesem raczej indywidualnym, bardzo osobistym, intymnym, co więcej wiążącym się często ze wstydem. Miejsca na żałobę nie ma. Często dosłownie nie mamy kiedy jej przeżyć.
Język ustanawia granice
Nasze sposoby przeżywania śmierci są więc zorganizowane wokół oswajania wydarzenia, które już nastąpiło (np. podczas Święta Zmarłych). Gorzej jest z naszym przygotowaniem do tych wydarzeń. Może ono odbywać się w często niedocenianej przestrzeni naszego funkcjonowania – czyli w języku.
Utrzymanie tabu może w dużej mierze od tego języka zależeć (lub jego braku, w znaczeniu pozbawienia nas środków do komunikowania się na dane tematy). Nie wiemy, jak mówić o śmierci. Często nie przechodzi nam ona przez gardło, a gdy ktoś o niej napomknie w kontekście ewentualnego zgonu bliskiej osoby, zdarza nam się uruchomić myślenie magiczne (a więc wiarę w to, że nasze myśli i słowa mają realny wpływ na rzeczywistość) czy odpowiedzieć „wypluj to” i tym podobne. To, o czym nie mówimy – tego nie ma. Granice mojego języka oznaczają granice mojego świata – pisał austriacki filozof Wittkenstein.
Jak zauważa Agnieszka Gaweł, śmierć jest tabuizowana nawet w nekrologach, które konkretnie jej dotyczą. Ta tabuizacja (zazwyczaj nieuświadomiona) odbywa się często za pomocą najróżniejszych eufemizmów, czyli opisywania śmierci jako podróży, snu, zmiany formy egzystencji czy zgaśnięcia płomienia życia, używając do tego słów, takich jak odejść, zasnąć, wstąpić do wieczności czy udać się na wieczny spoczynek.
No i co z tą śmiercią?
Oczywiście należy pamiętać, że tabu wokół tematu umierania nie jest charakterystyczne jedynie dla naszych czasów – śmierć napawa ludzi lękiem (a przynajmniej dyskomfortem) od zawsze. Wydaje się jednak, że pewne intensywne procesy, które zaszły w ostatnich latach – od medykalizacji śmierci, po przemiany rodziny oraz rozwój kultu zdrowia, młodości i sukcesu – sprzyjały pogłębianiu się zbiorowego wyparcia śmierci (czy naszej śmiertelności) ze społecznej świadomości.
Warto mimo wszystko zauważyć, że przemiany te nie są jednoznacznie „negatywne” – zwracamy uwagę np. na sytuację osób w hospicjach czy innych placówkach oraz warunki, które miałyby pozwolić im na przygotowanie się do godnej śmierci. Sam temat umierania poruszany jest także w mediach, między innymi w programach informacyjnych przy okazji raportowania wielu wydarzeń (choć być może sprawia to, że śmierć za bardzo nam „powszednieje”?). Procesy te są złożone, niejednoznaczne i trudno przewidzieć, jak ostatecznie wpłyną na rozwój naszych postaw społecznych wobec śmierci.
Tekst powstał dla Gazety Kongresy.
Grafika nagłówka: Zuzanna Sosnowska | Gazeta Kongresy
Źródła:
- Tomasz Stawiszyński (2021), Ucieczka od bezradności. Wydawnictwo Znak.
- CBOS (2019), Komunikat z badań Stosunek do śmierci i zwyczaje funeralne.
- Agnieszka Gaweł (2021), Między magią, strachem a religią – o tabuizacji śmierci w komunikacji językowej. Na przykładzie nekrologów internetowych.
Dodaj komentarz