Otwierając polską Konstytucję na rozdziale drugim, przeczytamy, że każdemu zapewnia się wolność organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestniczenia w nich. Ograniczenie tej wolności może określać ustawa.Prawo do pokojowego protestu jest zatem jednym z naszych podstawowych praw, które podlega ochronie ze strony państwa. Jakie znaczenie ma protest i jego „kultura”?
Historia oporu
Zarówno Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, jak i Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych zawierają artykuły dotyczące prawa do pokojowych zgromadzeń i prawa do wolności słowa. Chociaż prawo do protestu w zachodnim systemie prawnym zostało oficjalnie uregulowane dopiero w XX wieku, to praktykę pokojowego oporu mamy w małym palcu od dawna.
Okazuje się, że historia pokojowych protestów sięga bardzo daleko, bo aż do czasów Starożytnego Egiptu. Przekonać się o tym można, odwiedzając założoną przez George’a Lakey’a witrynę Global Nonviolent Action Database. Dlaczego baza danych powstała? Jak czytamy na stronie – by zapewnić bezpłatny dostęp do informacji o setkach przypadków pokojowych działań dla nauki i działań obywatelskich. Przypadki pochodzą ze wszystkich kontynentów i większości krajów. Ukazują ludzi walczących o prawa człowieka, sprawiedliwość gospodarczą, demokrację, tożsamość narodową i etniczną, zrównoważony rozwój środowiska i pokój.
George Lakey to amerykański socjolog i aktywista, który dodał naukowe podstawy do koncepcji bezprzemocowej rewolucji. Stwierdza, że, choć pokojowy opór nie zawsze działa, to działa na tyle często, by coraz więcej ludzi wydawało się go próbować. Ilość najróżniejszych form protestu – od demonstracji, marszu i pikietę po bojkot, uliczny spektakl czy milczącą manifestację – zdaje się być tego dowodem.
Moc symboli i gestów protestu
Kultura – także kultura protestów – jest symboliczna. Jak pisał antropolog Jack Eller, ludzie to istoty, którą potrafią i muszą coś „znaczyć”. A nośnikami tych znaczeń są właśnie symbole. Kwiaty w broni, palce ułożone w literę „V”, pacyfa czy zaciśnięta pięść to tylko niewielka część z nich, charakterystyczna dla protestów na całym świecie. Materialne reprezentacje ruchów społecznych – co ważne, rozpowszechnianie szeroko w mediach – są zasadniczymi elementami budującymi ich obraz wśród odbiorców.
Przykładowo, przedmioty związane z działaniami na rzecz praw kobiet – m.in. dostępu do legalnej aborcji – funkcjonują w ramach dość szerokiego zespołu symboli, charakterystycznego dla całej „kultury” tego ruchu, liczącej kilka stuleci (bo ślady myśli feministycznej odnaleźć możemy w wielu epokach). Mamy czarne parasolki, stroje „podręcznych” (wywodzące się ze wpływowej powieści Margaret Atwood Opowieść podręcznej), czerwone błyskawice związane z organizacją Strajku Kobiet czy w końcu – wieszaki. Niepozorne przedmioty codziennego użytku, zamknięte gdzieś w ciemnej szafie, poza zasięgiem naszego wzroku – jednocześnie narzędzia wykonywania „domowej” (co oczywiste w tym przypadku, niebezpiecznej) aborcji oraz mocne, wręcz zatrważające symbole kobiecej opresji i braku możliwości decydowania o własnym ciele.
Takich przedmiotów jest mnóstwo – trudno wyobrazić sobie bez nich budowanie silnej mocy przekazu manifestacji. Z kolei bez tej mocy trudno byłoby mówić o możliwość wpływu protestów na rzeczywistość społeczno-polityczną (jakakolwiek by ona nie była). Nie zapominajmy, że działania ruchów społecznych, które często są odpowiedzialne za organizację najróżniejszych protestów, prowadzą do zwiększenia dostępu do systemu politycznego, zarówno przez kanały tworzone doraźnie w kontekście określonych spraw [takim kanałem może być właśnie zgromadzenie], jak i przez instytucje, które coraz szerzej otwierają się na nieinstytucjonalnych aktorów – jak pisała Della Porta. Taka aktywność pozwala więc na pojawienie się na scenie politycznej głosu obywateli, których interesy mogą być reprezentowane i „lobbowane” (choć to słowo raczej źle się w Polsce kojarzy), wśród decyzyjnych organów władzy.
Wulgaryzmy zbyt wulgarne?
Z estetyką protestu związana jest jeszcze jedna istotna kwestia – która pojawia się w niemal każdej dyskusji na temat ludzkiej ekspresji podczas demonstracji. Problem może reprezentować pytanie: „Czy ci demonstranci nie są czasem zbyt agresywni i wulgarni?”, padające często z ust komentatorów.
Z jakiegoś powodu czujemy się odpowiednimi osobami do oceniania praktyk społeczności protestujących. W tego typu krytyce wobec demonstrantów – jak stwierdził autor książki Gra w rasy, Przemysław Wielgosz, pisząc o akcjach ruchu BLM w 2020 roku – objawia się nasze paternalistyczne myślenie. Wydaje nam się, że wiemy lepiej od protestujących, jak powinni protestować. W ten sposób odbieramy im podmiotowość i zdolność do podejmowania świadomych decyzji (chociaż zdecydowanie taką zdolność mają). Oprócz tego widać w tym naszą niemożność do zdobycia się – po prostu – na empatię. Wystarczy zastanowić się, jakie emocje czują opresjonowane grupy i czy naprawdę, biorąc pod uwagę kontekst danej sytuacji, słowo „wypierdalać”– i tym podobne wyrażenia – to zbyt dalekie posunięcie.
Tekst powstał dla Gazety Kongresy.
Grafika nagłówka: Zuzanna Sosnowska | Gazeta Kongresy
Źródła:
Global Nonviolent Action Database
Przemysław Wielgosz, Gra w rasy, Wydawnictwo Karakter 2021
Jack Eller, Antropologia kulturowa: globalne siły, lokalne światy, WUJ 2012
Donatella della Porta, Ruchy społeczne, WUJ 2009
Dodaj komentarz