Rozdroże, pocieszenie z bezradności i okład ze stoicyzmu

Ostatnio, nadrabiając zaległości w podcastach, trafiłam na jeden z odcinków Skądinąd, programu filozofa i eseisty Tomasza Stawiszyńskiego. Stawiszyński przeprowadził rozmowę z Piotrem Stankiewiczem o aktualności stoicyzmu. Wiem, jak to może brzmieć, ale spokojnie – to nie stoicyzm w tym „pop-filozoficznym”, powierzchownym, nieco naiwnym, instagramowym wydaniu. To odczytywanie zasad stoicyzmu na nowo, pogłębione szukanie nieoczywistości w tym nurcie i próba przełożenia ich na naszą rzeczywistość (a nie wyłącznie estetyczne grafiki i ładnie brzmiące sentencje w internecie, które trudniej wprowadzić w życie). Dlaczego o tym w ogóle mówię?

Dla kontekstu: szczerze mówiąc, nie mam ostatnio głowy do niczego. Jutro czeka mnie egzamin wstępny na uczelnię, później wystarczy tylko, że złożę wszystkie dokumenty i oficjalnie będę mogła powiedzieć, że jestem studentką UW (a to będzie duża ulga, bo proces rekrutacji to proces raczej stresujący). W każdym razie jestem teraz w momencie podejmowania ostatecznych decyzji, zamykania wielu spraw, dokonywania wyborów związanych z moją przyszłością i to właśnie te rzeczy zajmują aktualnie moją uwagę. I mnie stresują, wiadomo.

Ale wracając do Skądinąd – rozmowa z Piotrem Stankiewiczem przypomniała mi od razu o Ucieczce od bezradności, książce Tomasza Stawiszyńskiego, którą przeczytałam w ubiegłym roku i która bardzo zmieniła moje myślenie m.in. o szeroko rozumianym sukcesie i mojej wpływowości. W takich sytuacjach, jak ta, w której znajduję się obecnie, to myślenie potrafi przynieść mi duże pocieszenie i otuchę.

Wychowałam się na neoliberalnej narracji o „byciu kowalem własnego losu”, treściach internetowych o zwiększaniu produktywności i o tym, że „mogę wszystko, jeśli tylko będę ciężko pracować”. Ale co jeśli nie mogę wszystkiego? Bo prawdopodobnie rzeczywiście nie mogę. Stawiszyński odpowiada: to nic, że nie możesz. Ciężko było mi w to uwierzyć, wzniosłe idee o sprawczości jednostki i pragnienie nieograniczonej kontroli nad życiem i przyszłością towarzyszyły mi przecież na co dzień. Jesteś słaby i nie nadążasz? A więc przegrywasz w tym (teraz już widzę, kapitalistycznym) wyścigu. A tu nagle Stawiszyński mówi mi, że wcale nie mam na wszystko wpływu – wow! Może brzmi dość banalnie, ale w książce ten złożony problem jest dokładnie analizowany. A dla mnie było to dużym odkryciem, bo presja na sukces jest ogromna, a skutki moich wyborów (tak sobie mówię) nieodwracalne. Odnajdywanie pocieszenia w mojej bezradności przynosi więc ulgę (paradoksalnie), a akceptacja mojej ograniczonej wpływowości zdejmuje ze mnie część ogromnego ciężaru odpowiedzialności za to, czy wszystko uda mi się tak, jak to planuję. I nie traktuję tego wniosku jak usprawiedliwienie dla zaniechania jakichkolwiek działań i starań – raczej jako rezygnację ze szkodliwych i niemożliwych do spełnienia oczekiwań wobec siebie. Ale może wystarczy już tych wyznań.

W Przekroju w artykule Psychika jest rzeczą społeczną Piotr Stankiewicz – rozmówca Stawiszyńskiego z podcastu – zauważa, że społeczeństwo ma nam za złe, że znajdujemy się w sytuacji, w której samo nas postawiło. I że to my musimy ogarniać nasze emocje, radzić sobie ze złym samopoczuciem, sami, bo przecież wszystko zależy od nas, a nasza psychika to nasza sprawa. Może jednak jest (a raczej powinno być) trochę inaczej?

A Was zachęcam do zapoznania się z twórczością Stawiszyńskiego i Stankiewicza. Może w ich przemyśleniach znajdziecie coś dobrego także dla siebie.

Kategoria:

Tagi:


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *