Dzisiaj miało być o moich ulubionych reportażach z różnych części świata. Jednak biorąc pod uwagę to, co się dzieje w polskiej polityce i w Internecie od kilku tygodni (a właściwie od wielu lat, po prostu temat został ostatnio – brzydko mówiąc – „odgrzany” w ramach prekampanii wyborczej), musiałam z tego zrezygnować. Ponowne nasilenie polskiej retoryki antyuchodźczej, którego właśnie doświadczamy, to dla mnie jednocześnie okazja do porozmawiania o Grze w rasy Przemysława Wielgosza – książce, która rozjaśnia wiele spraw związanych z systemowym rasizmem i kwestią polityki migracyjnej.
Strategia sprawdzona i niezawodna
Przyznam szczerze, że mam ostatnio ochotę przestać obserwować, co się dzieje. Wiadomości o referendum w sprawie relokacji uchodźców, budowanie strachu i nienawiści wobec imigrantów na śmierci Polki, która zginęła podczas pobytu na Kos (i przy okazji nieodłącznie towarzyszące podobnym sytuacjom zrzucanie odpowiedzialności i winy na ofiarę) czy Krzysztof Bosak, który na swoim twitterowym koncie namiętnie informuje o przestępstwach popełnionych przez uchodźców, (szczególnie tych z Bliskiego Wschodu, szerząc przy okazji islamofobię) są frustrujące i po prostu dobijające. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co dzieje się na polsko-białoruskiej granicy, jak traktowane są osoby w kryzysie uchodźczym i jak zachowują się rządzący.
Polską retorykę antyuchodźczą i tworzenie wizerunku uchodźcy-obcego/innego znamy już z 2015 roku, kiedy to została wykorzystana w kampanii wyborczej – widać teraz też zdecydowano się po nią sięgnąć. Znowu możemy czytać o „obronie świętych granic”, o tym, że bezpieczeństwo polskich rodzin jest najważniejsze i tak dalej… Niech tweet premiera będzie przykładem takiej narracji.
W tej sytuacji – kiedy pojawia się dyskusja o rasizmie (bo temat uchodźców bez wątpienia się z nim wiąże) – warto przywołać książkę Gra w rasy. Jak kapitalizm dzieli, by rządzić Przemysława Wielgosza, nominowanej do Nagrody Nike w 2022 roku. To opowieść o różnych rasizmach, nie tylko o tym najbardziej dla nas „oczywistym”, czyli tym związanym z amerykańskim niewolnictwem. To książka opowiadająca o tym, jak dwa systemy – rasizm i kapitalizm – współpracują ze sobą, by podtrzymać pewien ład i system społeczny, ekonomiczny i polityczny w różnych miejscach na świecie. Dlaczego polityka wrogości się opłaca?
Rasy, czyli wydajny wymysł
W swojej książce Wielgosz stwierdza wprost: „Ras nie ma”. Bo rasy po prostu nie istnieją. Istnieje jedna, ludzka.
Autor tłumaczy, jak rasy zostały w pewien sposób „wynalezione” przez ludzi, by w czasach rozwoju kapitalizmu zracjonalizować zniewolenie części społeczeństwa. Przykład – jak usprawiedliwić wykorzystywanie zniewolonych do niewolnej pracy? Znaleźć źródła zniewolenia w ich predyspozycjach, np. w ułomnościach moralnych czy cechach charakteru – jak bierność czy lenistwo – no i w końcu w cechach fizycznych, odmiennej budowie ciała czy kolorze skóry. Patrząc na historię zniewolenia w ten sposób, Wielgosz stwierdza, że rasizm nie był przyczyną, a „wymogiem” i skutkiem niewolnictwa – był potrzebny, by elity Europy mogły podtrzymać handel i mnożyć zyski, nie wynikał z jakiegoś przekonania o „wyższości” białych, miał po prostu racjonalizować podporządkowywanie sobie pewnych społeczności, przyczyniając się przy okazji do tworzenia bezlitosnej hierarchii społecznej.
Mówiąc o rasizmie, Wielgosz nie ogranicza się jedynie do tego związanego ze amerykańskim niewolnictwem. Zwraca uwagę na rasistowskie elementy w ideologii sarmackiej czy na fakt, że pierwszym wytworzonym przez ludzi innym (już w starożytności) był barbarzyńca, czyli dla Greków i Rzymian każdy cudzoziemiec. Autor porusza się po wielu epokach i miejscach, umożliwiając naprawdę szerokie zrozumienie tematu.
Jak to wygląda obecnie?
Współpraca rasizmu z kapitalizmem dzisiaj nadal istnieje i ma się bardzo dobrze. Stara zasada dziel i rządź ciągle działa, według autora można to zauważyć na przykład we Francji, gdzie wzniecanie wrogości wobec obcego-imigranta z krajów arabsko-muzułmańskich okazało się poręcznym narzędziem pacyfikowania oporu społecznego i odwracania uwagi od kwestii ekonomicznych. Władza prowadzi politykę polegającą na bardzo prostym powiązaniu danej społeczności np. z „obcym” wyznaniem. Ciągłe podkreślanie różnicy wyznaniowej, wykorzystującej stereotypowe skojarzenia z islamem, prowadzi do zrobienia z takich mniejszości imigranckich kozłów ofiarnych. Taka retoryka wywołuje strach lub pozwala przerzucić na te grupy gniew i frustracje reszty społeczeństwa (tak w skrócie, bo to bardzo złożony i nie tak oczywisty proces).
Efektem takiej antyimigranckiej polityki jest m.in. brexit.
W Polsce islamofobia także jest widoczna. Wystarczy zauważyć, jak witani są u nas uchodźcy z Ukrainy, a jak ci z Syrii, Iraku czy Afganistanu. I zastanowić się, dlaczego tak dużą rolę w polskiej retoryce antyuchodźczej odgrywa ciągłe podkreślanie tożsamości religijnej osób imigrujących.
Kryzys trwa
W rozmowie z Krytyką Polityczną Przemysław Wielgosz stwierdza, że problem rasy będzie odgrywał coraz większą rolę w polskiej polityce. Nietrudno to sobie wyobrazić, biorąc pod uwagę możliwe skutki katastrofy klimatycznej i kryzysów międzynarodowych w postaci większych migracji. Nie sposób spodziewać się pozytywnych scenariuszy, zakładając, że retoryka naszych władz się nie zmieni…
Jeśli chcecie spojrzeć na temat ras z perspektywy, której jeszcze w Polsce mało, poznać lepiej zagadnienia, o których napisałam, sięgnijcie koniecznie po Grę w rasy. Na mnie czeka jeszcze Odejdź. Rzecz o polskim rasizmie Agnieszki Kościańskiej i Michała Petryka.
A to, co od połowy 2021 roku cały czas dzieje się na granicy polsko-białoruskiej możecie zobaczyć w reportażach dziennikarza Piotra Czabana lub w relacjach Grupy Granica. Polecam obserwować.
Dodaj komentarz