Niektórzy, niczym Jeffrey z filmu Big Lebowski, po seksie zapalają cygaro, inni rozmawiają, a jeszcze kolejni sięgają po książkę. Nic dziwnego, bo chyba najlepiej czyta się właśnie w łóżku. Do tego – wieczorem.
Przepytałam znajomych i rodzinę, przeanalizowałam własne nawyki, poszperałam w Internecie w poszukiwaniu ankiet dotyczących ulubionej pory oraz miejsca do czytania… Okazuje się, że własne łóżko i wieczór chyba rzeczywiście stanowią idealne okoliczności do spędzenia czasu z książką.
W poświęcaniu się lekturze przed snem najwyraźniej musi coś być, skoro tak wielu z nas to robi. Być może chodzi o cały ten rytuał związany z czytaniem, które w końcu nie jest czytaniem „w międzyczasie”. Wreszcie chwila niczym niewzburzonego spokoju, zatopienie się w miękkim materacu, na szafce obok coś ciepłego do picia, a w przypadku totalnej rozpusty – może nawet zapalona świeczka, a wokół nas ulubiony zapach kojarzący się właśnie z tą wyjątkową chwilą w ciągu dnia.
Już w 1904 roku w amerykańskim tygodniku The Literary Digest pisano o popularności wieczornego (czy nocnego) czytania w łóżku – zwiększająca się presja współczesnego życia pozostawia niektórym z nas jedynie godziny snu na niezakłócone niczym czytanie. W obliczu dzisiejszych okoliczności, łóżko – jako wymarzone miejsce do czytania – tym bardziej nie zaskakuje. Co ciekawe, okazuje się, że lektura książki przed snem przynosi autentyczne korzyści dla naszego zdrowia, między innymi obniżając poziom stresu i rozluźniając ciało po całym dniu.
Przy okazji w takich warunkach czytanie staje się bardzo intymne i osobiste, zarezerwowane tylko dla nas i naszej bezpiecznej, komfortowej przestrzeni. Od zawsze marzyłam o byciu latarniczką, całkowicie sama, bez nikogo, kto mógłby zakłócić moje czytanie, pisała Elizabeth Bishop, jedna z ważniejszych amerykańskich poetek powojennych, w listach do swojego przyjaciela, poety Roberta Lowella. Ciężko nie zgodzić się z pisarką – książki zdecydowanie łatwiej kontemplować w ciszy i spokoju.
Ale niektórzy wolą dzielić czynność czytania z drugą osobą, niczym Oliver i Jennifer z kultowego melodramatu Love Story, których możemy obserwować czytających razem w swoich objęciach (choć tym razem nie w łóżku, a na kanapie). Lub jak Michael (David Kross) z Lektora, który czyta na głos swojej kochance Hannie (Kate Winslet) Odyseję Homera i Przygody Hucka Finna Marka Twaina.
No i w końcu, nie pomijajmy czytania na dobranoc! Bardzo miło wspominam wysłuchiwanie fragmentów najróżniejszych książek czytanych mi przez mamę i starszą siostrę. Baśnie braci Grimm czy te Andersena, Śpiewająca lipka ze swoimi słowiańskimi bajkami, Heidi Johanny Spyry… Opowieści, które poznajemy jako dzieci, w późniejszym życiu jawią się nam jako jeszcze bardziej niezwykłe niż są w rzeczywistości – pewnie czytane dzisiaj, nie miałyby w sobie tyle magii, ile miały dla nas wtedy, gdy wysłuchiwane wieczorem, przygotowywały do snu i zapowiadały fantastyczny, choć nieco oddalony od nas, nieprawdopodobny świat.
Lubimy czytać w różnych miejscach – w łóżku, w ulubionym fotelu czy nawet w wannie, ale nie zapominajmy, że istnieją jeszcze przestrzenie publiczne! Tramwaj, pociąg, kawiarnia, park – one wszystkie kochają czytelników i mogą stanowić poważną konkurencję dla własnych czterech ścian.
Jednym z moich ulubionych zajęć jest wychwytywanie w takich miejscach tytułów, którymi zajęci są inni. Na pewno nie w celu oceniania ludzi po książkach, jakie czytają (a skąd) – raczej w poszukiwaniu literackich inspiracji. Z mojego doświadczenia wiem, że te znalezione w komunikacji publicznej są z jakiegoś powodu szczególnie wyjątkowe. Pamiętam, gdy jadąc autobusem w Warszawie, zauważyłam w czyichś dłoniach Gorzko, gorzko Joanny Bator – autorki, o której do tamtej pory nie słyszałam. Dziś jest to jedna z ważniejszych dla mnie książek. Mogę bez zawahania stwierdzić, że nie czytałam w swoim życiu lepszej powieści o międzypokoleniowej traumie oraz nieszczęśliwych, rozczarowanych i zagubionych kobietach, potraktowanych przez autorkę z tak ogromną wrażliwością i uwagą. Gdyby nie tamten – w końcu przypadkowy – kurs autobusem, pewnie o Gorzko, gorzko usłyszałabym dużo później. I nie dowiedziałabym się, że Joanna Bator stanie się jedną z moich ulubionych polskich pisarek.
Między osobami czytającymi w przestrzeni publicznej nawiązuje się pewna specyficzna, choć nieuzgodniona w żaden konkretny sposób więź, intrygująca relacja. Szczególnie wyjątkowe są sytuacje, gdy widzimy, że ktoś czyta książkę, którą już sami zdążyliśmy poznać. Zawsze zazdroszczę wszystkim, którzy czytają dopiero pierwsze strony Portretu Doriana Graya autorstwa Oscara Wilde’a, irlandzkiego pisarza XIX-wiecznego. Tyle wspaniałych dialogów i cynicznych wypowiedzi słynnego Lorda Henry’ego ich jeszcze czeka! Chociaż trzeba przyznać, że od samego początku Wilde swoimi refleksjami potrafi zaintrygować czytelnika. W swojej przedmowie do powieści pisze: Książka nie może być moralna lub niemoralna. Jest tylko dobrze lub źle napisana. Nic więcej. No cóż, nie bez powodu Portret Doriana Graya wpisał się w kanon klasyki literatury światowej.
Ale ta książka zdecydowanie należy do tych, którymi najlepiej zachwycać się w spokoju – cisza pozwoli lepiej docenić każde zdanie i stworzyć atmosferę niepokoju, tak wyczuwalną w tej powieści. A więc znowu – wracamy do prywatnej, kameralnej przestrzeni.
Mimo wszystko, chyba nawet najpiękniejsze okoliczności przyrody, najwygodniejsze miejsca w komunikacji miejskiej czy najbardziej klimatyczne księgarnio-kawiarnie – na przykład słynne warszawskie Wrzenie świata – nie zastąpią własnego, nieocenionego łóżka. Jeśli jeszcze tego nie praktykujecie, następnym razem wybierzcie to miejsce na wieczorne czytanie. Gwarantuję, że zasypianie będzie o wiele łatwiejsze.
Tekst powstał w ramach współpracy z Życiem Powiatu Żyrardowskiego i pojawił się w wydaniu z 6 kwietnia 2023 roku.
Możecie go także znaleźć na stronie 21. w e-wydaniu gazety.
Dodaj komentarz