Od zawsze kochałam rzeczy namacalne. Zapach książek, teksturę papieru, sposób, w jaki tusz się po nim rozlewa, cały ten rytuał związany z odręcznym pisaniem czy czytaniem prawdziwej książki – otwieranie zeszytu, przekręcanie stron, zaznaczanie cytatów i dodawanie adnotacji ulubionym długopisem, tworzenie list rzeczy do zrobienia w moim własnym bullet journalu (rodzaj planera), gdzie wszystkie strony mogłam „zaprojektować” sobie sama… Ale im więcej musiałam w życiu robić takich rzeczy, tym bardziej przekonywałam się, że przynajmniej część z nich powinnam przenieść do świata cyfrowego. Powodów było kilka. A lista nadal się rozwija i zmienia, bo cały czas nie wiem, co wolę – świat analogowy czy cyfrowy. Już tłumaczę, dlaczego.
Organizacja czasu – kalendarz i listy to-do
W 2018 roku odkryłam, czym jest bullet journaling i się w nim zakochałam. Krótko mówiąc, jest to metoda organizacji, która polega na tworzeniu spersonalizowanych harmonogramów, list zadań i kalendarza w jednym notatniku. Brzmi fajnie, ale ci, którzy zajmują się bullet journalingiem, wiedzą, że łatwo przesadzić z planowaniem i ozdabianiem stron. W pewnym momencie wypisywanie wydarzeń i zadań w pięknych, własnoręcznie wykonanych szablonach zajmuje więcej czasu niż ich realizacja. Nadal, kiedy mam do zrobienia jakiś projekt, lubię najpierw stworzyć jego plan w moim zeszycie. Kiedy piszę nowy tekst, zaczynam od mapy myśli na prawdziwej kartce, bo mam wtedy wrażenie większej wolności, pobudza to moją kreatywność. Od czasu do czasu lubię zaplanować nadchodzący tydzień na kartce (szczególnie, gdy wiem, że czeka mnie dużo rzeczy i potrzebuję wizualnie to sobie ogarnąć). Ale gdy zależy mi na szybkim tworzeniu listy zadań na co dzień – tak, żebym mogła te zadania dodawać, usuwać, modyfikować, zmieniać terminy, nie tworząc przy okazji nieestetycznego chaosu – wybieram aplikację Things. Podobnie jest z kalendarzem (ja korzystam z systemowej aplikacji kalendarza na iOS i MacOS). Dodatkowo muszę mieć do tych rzeczy dostęp zawsze i wszędzie, a zeszyt tego nie umożliwia (w przeciwieństwie do telefonu).


Notatki z zajęć i pisanie dziennika
Przez całe liceum robiłam notatki w zeszytach, ale gdy tylko mam okazję, korzystam z aplikacji, takich jak Notion czy – jeżeli chcę zrobić cyfrowe, odręczne notatki – GoodNotes na iPada. Chociaż analogowe notatki mogą wyglądać równie schludne, niestety te cyfrowe robi się o wiele szybciej. Co niesamowicie ważne, są edytowalne, łatwo znaleźć w nich wyszukiwane frazy, dostępne są na kilku urządzeniach (a więc mogą być ze mną zawsze i wszędzie), możliwe jest dodawanie do nich zdjęć, filmów, nagrań głosowych i linków. Notatki w zeszycie wypadają przy tym marnie. Dlatego też na studiach przechodzę na iPada 🙂
Jeśli chodzi o pisanie dziennika, to tutaj wybór jest prosty – stanowczo wolę pisać ręcznie. To jedyny moment, kiedy nie muszę się spieszyć. Pośpiech jest wręcz niewskazany, dlatego warto ten moment wykorzystać. Poza tym, pisząc w prawdziwym zeszycie, mam wrażenie większej intymności, której nie odczuwam, korzystając z takich aplikacji, jak chociażby DayOne, która – mimo że jest bardzo dobrą aplikacją – chyba nigdy nie dorówna ręcznemu pisaniu w dzienniku. To właśnie tutaj ważny jest dla mnie rytuał związany z odręcznym pisaniem, z którego nie chcę całkowicie w moim życiu rezygnować.

Czytanie książek
Jeśli chodzi o czytanie książek, jestem o wiele bardziej zdecydowana. Chociaż trzymanie w dłoniach prawdziwej książki bez wątpienia jest przyjemnym doświadczeniem, to na pewno nie wygrywa z czytaniem e-booków. Po pierwsze w dzisiejszych czasach, gdy papier jest coraz droższy, czytanie e-booków jest bardziej oszczędne i ekologiczne. Subskrypcje dostępne na rynku (np. ta od Legimi, z której ja korzystam) o wiele bardziej się opłacają, szczególnie współdzielone z członkami rodziny. Po co kupować za każdym razem nową książkę, którą przeczytamy prawdopodobnie raz? I gdzie to wszystko trzymać? Poza tym dla kogoś, kto czyta wiele rzeczy naraz, czytnik jest bardzo wygodną opcją – mały, lekki, nie zajmuje dużo miejsca. Zaznaczanie fragmentów tekstu też jest dużo wygodniejsze, bo na przykład na Kindle’u wszystkie cytaty zachowywane są w pliku, który później można zapisać na komputerze – nie trzeba tych fragmentów ręcznie przepisywać. Być może przestawienie się na e-booki będzie wymagało od miłośników „prawdziwej” książki trochę poświęceń i czasu, ale dla mnie wybór jest oczywisty.

Podsumowując…
W przypadku osób takich, jak ja – które lubią mieć w dłoniach prawdziwe rzeczy, a jednocześnie zależy im na czasie i wygodzie – nie ma chyba jednoznacznego, dobrego rozwiązania. Sama stale się waham – raz napiszę coś w prawdziwym zeszycie, raz skorzystam z aplikacji takich jak Things czy Notion albo GoodNotes na iPada. I chyba muszę pogodzić się z tym moim niezdecydowaniem. Każdy musi znaleźć dla siebie najlepszy system.
Dodaj komentarz